Ten post przeczytano już7092razy.
Tytułowa książka, (to ta moja pierwsza przeczytana na Kindle) powstała jako rezultat konferencji poświęconej memetyce. Uwaga: nie konferencji memetyków, ale właśnie na temat memetyki. Jej podtytuł "The Status of Memetics as a Science" dobrze oddaje to, co w niej najważniejsze. Redaktorem publikacji (ukazała się w 2000 roku) był Robert Aunger.
Książkę tę powinien przeczytać każdy, kto bądź jest zafascynowany ideą Richarda Dawkinsa, iż kulturą rządzą samolubne memy, bądź też się do tej idei zdążył zrazić. W pierwszym przypadku może doznać czegoś na kształt zimnego prysznicu. Na konferencji bowiem wypowiadali się nie tylko memetycy, ale też życzliwi acz zdecydowani krytycy tej dyscypliny. Naturalnie część ich zarzutów wynika z niezrozumienia, część jednak jest na tyle poważnych, że bez ich przezwyciężenia całe memetyczne przedsięwzięcie skazane być może (a raczej musi) na porażkę.
Z drugiej strony ci, którzy intuicyjnie przeczuwali, że coś z tą memetką "nie w porządku", albo nawet mieli jasne zrozumienie jej wad i braków lub też uważali ją w ogóle za błędną koncepcję, mogą się przekonać, że oprócz Dawkinsa, Daniela Dannetta i Susan Blackmore, którzy powszechnie uchodzą za "ortodoksję", istnieje też "heterodoksja" i, jak często w podobnych wypadkach bywa, jest ona znacznie ciekawsza niż mainstream. W tym wypadku zresztą "heterodoksja" to może złe określenie: po prostu byli i są ludzie, którzy robią to samo inaczej, niezależnie od Dawkinsa i jego memetyki. Co robią? Stosują darwinizm do kultury. Wielu z nich obywa się nawet w ogóle bez pojęcia memu czy analogicznego "replikatora". Niektóre ich pomysły wyglądają bardziej obiecująco niż projekt Dawkinsa. Mam na myśli na przykład pomysł zastosowania algorytmów genetyki populacyjnej do kultury ( Robert Boyd i Peter J. Richerson). Fascynacja komputerowym modelowaniem wydała mi się wprawdzie nieco zabawna (choć to częste w tym środowisku), jednak w przeciwieństwie do swobodnych spekulacji o kulturze Dawkinsa czy Blackmore swoje modele zwykli konfrontować z rzeczywistością uzupełniając je w rezultacie o istotne elementy. Stąd na poziomie wniosków ich rozumienie kultury i jej transmisji sprawia dużo lepsze wrażenie.
"Ortodoksyjna" memtyka zdaje się być na wiele z tych elementów szczególnie impregnowana skupiając się na udowadnianiu, że memy są replikatorami i jak strasznym wirusem umysłu jest religia. Nie dziwi mnie zatem powtarzająca w tekstach się skarga, że po 20 latach istnienia memetyka nie tylko nie ma żadnych konkretnych dokonań. Co gorsza, wydaje się, że nie udało się jej uzgodnić stanowiska w kwestii tak podstawowej, jak to, czym w ogóle jest mem.
Swoją drogą warto zauważyć, że dyskusje te w podobnym tonie trwały przez kolejnych 5 lat na łamach Journal of Memetics, które to czasopismo zostało zamknięte, czy raczej zmarło śmiercią naturalną, poniekąd potwierdzając kiepską kondycję tej dyscypliny.
Niewątpliwie najciekawsze dla socjologa są ostatnie wypowiedzi dwóch reprezentantów nauk społecznych: antropologów Maurice Blocha oraz Adama Kupera. Z satysfakcja odnalazłem w ich tekstach wiele uwag, które pokrywają marginesy mojego egzemplarza Mem Machine ("Maszyny memowej".)
Pozwolę sobie zacytować Blocha:
Memetycy nie powinni być zaskoczeni pełną poirytowania reakcją antropologów. Biolodzy zareagowaliby podobnie, gdyby na przykład w 1999 roku jakiś socjolog, nie znający Darwina ani Mendla, powiedział im, że dokonał następującego wielkiego odkrycia: nabyte właściwości zwierząt i roślin nie są biologicznie przekazywane kolejnym pokoleniom, ale raczej, że występują rozdzielne replikujące się jednostki molekularnego materiału, które są przekazywane potomstwu. Co więcej, zamierza nazwać te jednostki transmisji klosetami przez skojarzenie z czasownikiem ‘to close’, aby podkreślić dziwaczność faktu, że te jednostki nie mieszają się i nie łączą ze sobą podczas procesu reprodukcji.
Podstawową bowiem słabością większości memetyków jest totalna ignorancja, jeśli chodzi o nauki społeczne, a nauki o kulturze w szczególności – a wszak memetyka ma być właśnie genetyką kultury! Jak dodaje Bloch :
Oczywiście, trudno być na bieżąco z literaturą innych dyscyplin, a nawet z własnej, ale memetycy dobrowolnie wybrali eksplorację tego, co antropolodzy studiowali od ponad stulecia. W rezultacie nie mają usprawiedliwienia jeśli nie dowiedzieli się co ta dyscyplina ma do zaoferowania.
O ile jednak Dawkins zdaje się zdawać sprawę z własnej ignorancji w dziedzinie antropologii (przyznaje to w Rozszerzonym fenotypie, choć bynajmniej, nic z tego nie wynika), to jeszcze bardziej uderzająca jest nieobecność w tym dyskursie socjologii. Wydaje mi się, że dla rozwiązania wielu problemów, nad którymi łamią sobie głowy biolodzy, wystarczyłaby całkiem podstawowa, podręcznikowa znajomość socjologii. Tymczasem właśnie do socjologii memetyce najdalej.
Jak zauważa to Kuper:
Skoro kultura nie jest związana z genami, czy zatem biolodzy nie powinni uznać że nie mają nic do powiedzenia nt. kultury? Może powinni uznać, że nie są w stanie dostarczyć satysfakcjonującej teorii ludzkiego zachowania. Może powinni pójść i nauczyć się nieco antropologii, albo nawet, niech niebiosa nam pomogą, trochę socjologii. Dawkins nie jest gotowy na przyjęcie takiej sugestii.
Tym gorzej dla Dawkinsa i tym gorzej dla memetyki.
Jak wspomniałem ostatnio na zakończenie poświęconego memetyce wykładu:
Największym nieszczęściem memetyki jest to, że została wymyślona własnie przez Richarda Dawkinsa!
(944)
Może jednak na coś przyda się memetyka. Np. chociażby po to, by zauważyć, że idea samolubnego genu, czy idea altruizmu krewniaczego, to memetyczne wirusy. Nawet geniuszom trafiają się pomyłki. Nastawienie antymemeteczne przybrało już charakter obsesji. Co na to socjolodzy i antropolodzy.
Antropologia do memetyki ma się tak, jak Systema Naturae Karola Lineusza do klasyfikacji współczesnej. Pożytku "prognostycznego" z niej niewiele, choć materiału opisowewgo dużo. Zastanawiam się, dlaczego zrozumienie idei memetyki nastręcza tyle trudności.
Nie zauważyłem. Po czym Pan to wnioskuje? Coś w ogóle się nowego ukazało? Odnoszę wrażenie, że cały pomysł memetyki raczej sam zamiera, nie będąc w stanie dostarczyć przekonującej teorii.
Nie, gdyż współczesna klasyfikacja opiera się na Linneuszu, przynajmniej na jego metodzie, podczas gdy memetycy grzeszą totalną ignorancją w dziedzinie antropologii i socjologii, co prowadzi ich od rażących uproszczeń, które kompromitują sam pomysł.
Mnie interesuje koncepcja memu-jako-genu kultury, tutaj memetycy pociągnęli analogię czasem za daleko (wybierając jedną z koncepcji genu za wzorzec), a czasem za blisko (nie dostrzegając innych fundamentalnych właściwości genów, które całą analogię stawiają pod znakiem zapytania).
"
Bo się z nimi zgadzam. Podstawowa wiedza socjologiczna i antropologiczna dałaby memetyce rozsądne fundamenty i ramy, inaczej jest to tylko kulturowa moda. Gdy przyjąć autonomię kultury (co zakłada memetyka), to takie podparcie jest w zasadzie niezbędne, inaczej wszystko wisi w powietrzu, a raczej jest po prostu wymyślaniem na nowo koła czy też neokolumbizmem. Nie ma w tym żadnej złośliwości, jest chłodna obserwacja dostrzegająca słabe strony memetyki. Postulowane przeze mnie powiązanie memetyki z socjologią mogłoby wyjść na dobre obu dyscyplinom. Memetycy się przed tym bronią, gdyż zagrażałoby to ich swoistości i niezależności, a socjologowie w memetyce, takiej jaka jest, nie dostrzegają w zasadzie nic ciekawego (może za wyjątkiem badaczy niewielkiej działki mód kulturowych).
Moim skromnym zdaniem, nie powinien Pan podpierać swoich wywodów takimi bzdurnymi, kłamliwymi cytatami, bo w ten sposób zniża się Pan do poziomu członka sekty.
Proponuję także zapoznanie się z różnicami między współczesną klasyfikacją, a cennym dziełem K. Linneusza.
Nikt nie dezawuuje osiągnięć Linneusza, osiągnięć antropologii, czy socjologii. Jest pewne, że nie robią tego memetycy.
Już pisałem, że używane w memetyce analogie należy traktować podobnie, jak analogię wirusa komputerowwego.
Obsesyjne łapanie za słówka, to przejaw sekciarskiej patologii.
Typowym przejawem fanatyzmu, czy jak Pan to nazywa sekciarstwa jest wiara w prawdę objawioną, czyli taką, która spadła z nieba. Nauka zaś rozwija się w ten sposób, że gdy ktoś proponuje nową teorię danego zjawiska przedstawia krytykę poprzednich teorii wykazując ich słabość oraz demonstruje siłę swojej teorii aplikując ją do konkretnej rzeczywistości empirycznej. W tym sensie współczesna fenetyka czy kladystyka są kontynuacjami Linneusza, bo rozwijały się na drodze stopniowej krytyki jego koncepcji zachowując to, co było w niej cennego. Do dzisiaj wszyscy stosują np. jego sposób budowania nazw gatunków i zgadzają się, że to gatunek jest podstawą klasyfikacji.
Proszę pokazać mi memetyczną, opartą na rzetelnej wiedzy krytykę socjologicznego i antropologicznego rozumienia kultury, odpierającą argumenty, które wysunięto przeciwko np. dyfuzjonizmowi, wtedy zgodzę się, że Bloch nie ma racji.
Jeśli chodzi o aplikacje empiryczne memetyki, to – przynajmniej w dziedzinie socjologii religii – rezultaty są według mnie żałosne, w najlepszym wypadku całkiem przeciętne, w porównaniu z innymi teoriami.
Dopóki memetycy w konkretnej pracy badawczej nie wykażą się rezultatami i nie podejmą rzetelnej polemiki z innymi badaczami kultury, to będą właśnie wyznawcami naukowej „sekty”, wierzącą w „prawdę”, która spadła z nieba (została objawiona Dawkinsowi), niczym więcej.
Nie widzę natomiast sensu dalszej dyskusji, jeśli miałaby się ona sprowadzać do nieopartych na niczym oskarżeń o sekciarstwo czy inną patologię.
No i proszę wybaczyć, ale swoje rozumienie memetyki opieram na książkach, które przeczytałem, które zaliczane są do klasyki tego nurtu, a nie na lekturze Pańskich wypowiedzi, do których Pan ma oczywiście prawo, ale jednak prawa do definiowania czym jest memetyka chyba Pan jednak od nikogo nie dostał. Dlatego upieram się, że analogia do wirusa komputerowego wcale nie jest powszechnie uznawaną przez memetyków za najlepszą czy jedyną obowiązującą. Ujęcie mem-as-germ jest równoprawnym obok mem-as-gen i chyba nawet mniejszościowym kierunkiem memetyki.
Jestem w szoku.
Gdy przyjąć autonomię kultury (co zakłada memetyka),
Skąd u Pana taki pogląd? Jaką autonomię kultury?
Memetycy się przed tym bronią, gdyż zagrażałoby to ich swoistości i niezależności, a socjologowie w memetyce, takiej jaka jest, nie dostrzegają w zasadzie nic ciekawego (może za wyjątkiem badaczy niewielkiej działki mód kulturowych).
To jakaś totalna bzdura. To socjolodzy i antropolodzy neurotycznie bronią swoich pozycji, widząc niesłusznie zagrożenie ze strony memetyki.
Memetyka nie odcina się od wymienionych dyscyplin, wręcz przeciwnie, chce bazaowć na tych osiągnięciach , łącząc tę wiedzę z neurologią, kognitywistyką itd.
Prosiłbym, by nie robić ze mnie idioty, tylko trochę poczytać:
Jeszcze dalej idzie Blackmore, której zdaniem memy (program) stworzyły mózg (kompuer) i połowę niemal książki poświęcając dowodzeniu niezależności memów i genów. Memetyka powstała przeciw socjobiologii Wilsona. Pana teza, że np. religie z definicji są wirusami szkodliwymi nie jest niczym innym jak zastosowaniem założenia o niezależności memów i genów.
Prosiłem o konkretne przykłady, a jedyne co Pan oferuje to Pańskie własne zapewnienia, że jest inaczej. Na taką dyskusję szkoda mi czasu.
Skoro kultura nie jest związana z genami, czy zatem biolodzy nie powinni uznać, że nie mają nic do powiedzenia nt. kultury?
Powiedzieć, że kultura nie jest związana z genami, to tak jak powiedzieć, że program komputerowy nie ma związku z komputerem. Żaden memetyk tak nie powie.
Dysonans poznawczy prowadzi często do zjawiska polegającego na wykrzywianiu zwalczanych idei, co ułatwia ich zwalczanie.
Pan robi z memetyki pokrakę i nie jest Pan w tym brzydkim procederze odosobniony.
Memetyka się nie rozwija.
Wyobrażam sobie panią minister Kurdycką, jak wraz z biskupem dokonuje uroczystego otwarcia nowego kierunku studiów – memetyki.
Widzę, jak „płonie” fotel pani Mnister i „gotuje się” Woda Święcona.
Postmodernizm memetyka i polityka.
Memetyka jest niewygodna dla wielu idei politycznych, wykazując ich patologiczny, wirusowy charakter.
Zgadzam się, że ten cytat zawiera kłamstwo, ale jest kłamstwo głoszone przez czołowych memetyków. Nie głosi on, że nie istnieje żaden związek, ale że kultura nie jest w niczym skrępowana genami, gdy już geny ją umożliwiły. Ja to tak rozumiem, Kuper to tak rozumie (a jest to tylko wniosek z jego analizy), Pan ma tylko swoje zapewnienia. Zachowuje się Pan jak osoba zainfekowana szkodliwym memem (a, że jest to akurat mem memetyki, nie gra to roli). Proszę o konkretny przykład stosowania przez memetykę osiągnięć socjologii.
Bzdura. Jest tam teza o niezależności, coraz większej, kultury od genów, nie ma słowa o żadnej inżynierii genetycznej. U Blackmore nie ma równoległości, główna jej teza to wpływ memów na ewolucję genetyczną. Szkoda mi czasu by podpierać to cytatami, skoro Pan nie wysila się na najmniejszy argument, więc tylko kilka, wciąż z Dawkinsa.
Nie zamierzam dyskutować z tym, co Pan uważa za memetykę, dyskutuję z tym, co zawierają książki memetyków, jak się Panu nie podobają, proszę napisać własną, a nie wkładać w nie swoje myśli. Zapewnia Pan stale o rozwoju memetyki, osiągnięciach, otwartości na nauki społeczne, ale nie podał Pan ani jednego przykładu, żadnej książki, żadnego bodaj linka.
Kończę dyskusję
-Proszę o konkretny przykład stosowania przez memetykę osiągnięć socjologii.
-Kończę dyskusję.
Nie bardzo wiem, jak się mam zachować w sytuacji dwóch sprzecznych zdań, j.w.
Literatura jest dostępna, także polskiego autorstwa i zapewne jest Panu znana, więc jej nie cytuję.
Nie wiem tylko dlaczego Pan udaje, że jej nie widzi.Zazwyczaj w wykazie literatury nie podaje się elementarza.
To dysonansu poznawczego ciąg dalszy.