Ten post przeczytano już108178razy.
Wczoraj katolicka Wspólnota św. Idziego, przedstawiła program kolejnego spotkania religii w Asyżu, które ma odbyć się w dniach 18-20 września. Kard. Kurt Koch, przewodniczący Papieskiej Rady Popierania Jedności Chrześcijan, podkreślił, że spotkanie to powinno udowodnić, iż „bliźniaczą siostrą religii nie jest przemoc, ale pokój”. Słowo pokój odmieniano przez wiele przypadków i za wszelką cenę starano się go przykleić do słowa „religia”. Ostatnio, z zamachem na zamach, jest to coraz trudniejsze. Coraz trudnie obstawać, jak swego czasu (po pierwszych zamachach w Paryżu) kard Jean-Louis Tauran, że nawet jak zamachowiec krzyczy Allahu akbar, to nie oznacza, że ma to jednoznaczny związek religią. Dla tego typu myślenia oczywiście nie ma, bo religia jest siostrą pokoju, a zatem co jest bratem wojny, na pewno nie jest religią. Proste?
Porzucając rozwiązania czysto werbalne: czy zatem islam jest, czy nie jest „religią pokoju”. Cały szkopuł w tym, aby najpierw wyjaśnić, co to oznacza „religia pokoju”. Weźmy dla porównania chrześcijaństwo. Religie tego rodzaju (jak islam, chrześcijaństwo, buddyzm) mają dwa istotne punkty odniesienia, są to czyny i nauczanie założyciela. Czy celem działalności Jezusa był pokój? Sądząc wedle jego słów – bynajmniej. Wprost stwierdza: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt:10,34). Sam Jezus, z tego, co podają ewangelie, nikgo nie zabił. Jeszcze. Przypomnijmy, że ostatnia księga Biblii zapowiadająca jego powrót wręcz ocieka krwią. Chrześcijanie czekają więc na wojnę, na ostateczne starcie armii Boga z armią szatana, na pokaranie niewiernych i niesprawiedliwych. To jest, jeśli można tak powiedzieć, odległy cel chrześcijaństwa. Kluczowe są jednak środki. Sam Jezus błogosławił wprowadzających pokój (Mt:5,9), zalecał uczniom wyrzeczenie się przemocy, nadstawianie drugiego policzka, miłowanie swoich wrogów etc. Wygląda to na sprzeczność: celem wojna a środkiem radykalny pacyfizm? Nie wiem, jak to się w głowie samego Nazarejczyka zgadzało, ale niewątpliwie najnowsza historia Europy pokazuje, że nie jest to żaden absurd. Jest to proste odwrócenie starożytnej maksymy „Si vis pacem, para bellum”. A zatem – jeśli pragniesz wojny – rozbrój się i głoś, że pokój jest dla ciebie najwyższą wartością (co oznacza, choć zwykle się tego nie dopowiada, przynajmniej w kościelnych kazaniach, że gotów jesteś dla niego wszystko poświęcić, majątek, wolność, nietykalność bliskich, życie). Wystarczy potem czekać. Gwarantuję, że kogoś taka okazja skusi. Nieprzypadkowo najwięcej masowych mordów w USA dokonuje się w gun-free-zones, którymi jako pierwsze stały się szkoły. Nawet przeciwnicy liberalnego prawa do posiadania broni nie są chętni by zamieścić przed swym domem informację, że jest on gun-free, słusznie spodziewając się, że zachęci to do włamania.
Wracają do tematu. Jak to wygląda w przypadku islamu? Islam nie ma na celu wojny lecz pokój. Najlepszy z możliwych, ogólnoświatowy. Ważne jest jednak jak się ten pokój rozumie i jakimi środkami do niego dąży. Pokój w rozumieniu islamu zapanuje wówczas, gdy zniknie sfera Dar al-Harb (dom wojny) a wszędzie rozciągać się będzie Dar al-
Pytanie zatem nie powinno brzmieć: „dlaczego niektórzy muzułmanie zabijają w imię swej religii?”, ale „dlaczego większość tego nie robi?”. Znowu pomocne okaże się porównanie z chrześcijaństwem. Jezus doradzał rozdanie swego majątku ubogim, pochwalał tych, którzy dla Królestwa Niebieskiego czynią się eunuchoi, a jednak większość chrześcijan tak nie postępuje. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że religia nie dla wszystkich ludzi jest najważniejszą sprawą w życiu (dotyczy to tak muzułmanów jak chrześcijan). Po drugie zaś dlatego, że religie podlegają ewolucji. Proces ten opisał przekonująco Max Weber w ramach swych rozważań o ucodziennianiu charyzmy. Przesłanie charyzmatycznego proroka zwykle nie liczy się zupełnie z realnymi uwarunkowaniami. „Skoro Bóg mi tak powiedział, to taka jest prawda i koniec”. Ale już od momentu śmierci założyciela (czasem wcześniej – jak w buddyzmie, czasem później) jego uczniowie muszą zmierzyć się z rzeczywistością, skonfrontować nauczanie z wymogami życia codziennego. Gdy ma się dzieci, trudno zrezygnować z posiadania jakiejkolwiek własności, płaczący niemowlak nie zrozumie, że „prorok kazał”, a wobec jego rozdzierającego płaczu wszelkie zalecanie proroka bledną. Jeśli chodzi o nasz problem, dla chrześcijaństwa kluczowe było zyskanie popularności w armii rzymskiej i w rezultacie jego legalizacja przez Konstantyna oraz upaństwowienie przez jego następców. Gdy religia stała się sprawą politycznie istotną, musiała jakoś pogodzić się z mieczem. W średniowieczu rozwijano zatem różnego rodzaju relatywizacje pierwotnego pacyfizmu Jezusa (zwł. doktryna wojny sprawiedliwej) i ostatecznie, gdy chrześcijaństwo nauczyło się żyć z wojną (nierozłącznym elementem istnienia naszego gatunku) krucjaty stały się możliwe. Podobnie, choć odwrotnie z islamem. Gdy zderzył się z przeważającym oporem europejskich armii musiał pogodzić się z pokojem. Rozwijano wówczas różne reinterpretacje wersetów miecza zgodnie z którymi w dżihadzie chodzi o „walkę wewnętrzną”. Z naszego punktu widzenia, był to najlepszy czas islamu, rozkwit kultury i nauki arabskiej.
Mówiąc brutalnie, przekraczając granice dobrego smaku etc. i wykraczając już daleko poza okolice nauki: dramat dzisiejszych czasów polega na tym, że obie religie na starość zgłupiały. Głupiejący starzec zwykle dziecinnieje – podobnie chrześcijaństwo od czasu Jana XXIII zaczęło wracać do okresu swego dzieciństwa i wielbić pokój niemal na równi ze swoim Bogiem. Wyrzekło się rozsądnych rozwiązań wypracowanych w poprzednich wiekach i zaczęło otwierać wszystkie istniejące oraz wybijać nieistniejące drzwi i okna. Niestety, również w nie do końca swoich domach. Trudno się zatem dziwić, że w islamie z kolei popularność zyskuje wracająca do korzeni szkoła wahabicka. Si vis bellum…
(651)
Zabójcza religia pokoju i pacyfistyczna religia wojny,
Jeżeli szuka Pan logiki w religiach, to jej Pan nie znajdzie.Obszar wolny od logiki !!!!
Podoba mi się dokonane przez D. Dennnetta porównanie ewolucji religii do udomowienia krowy i prac hodowlanych.
Jest okres religii dzikich i okres udomowienia, prac hodowlanych. W tej hodowli ogromną rolę odgrywają jednostki z zaburzeniami psychicznymi. Zapewne często słucha Pan wykładów teologów – logika tych wykładów przypomina rozbitą, hartowaną szybę. Osobowość schizofreniczna cechuje wiele ważnych postaci życia religijnego. Ze względu na obowiązujące w Polsce prawo, nie wymienię tych postaci.
Cechuje nas różny poziom integracji osobowości, idei. Wysłuchałem wielu wykładów teologów, aby w końcu zrozumieć mechanizmy pracy ich umysłów.
Logiczna integracja i religia wykluczają się nawzajem. Występuje tylko integracja cząstkowa.Kto więc może być animatorem ewolucji religii?
Osobowość schizofreniczną znajdzie Pan w fundamentach, które Pan cytuje.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z prof.Rzeplińskim na czele nie pozwala mi na wskazanie kluczowych postaci.
Rezonans kulturowy.
Idea neurotyczna (Z. Freud) przyciąga jednostki neutotyczne, a te dalej popychają , kreują ideę neurotyczną.
W ten sposób wynaleziono koło.
Nie posługuję się terminologią ICD- 10, bo ta nie zajmuje się przetwarzaniem informacji tym, co składa się na ostateczny jej wynik, jakim jest ewolucja kultury, ewolucja religii.
Przetwarzanie informacji przez umysł społeczny i indywidualny jest obarczone wieloma błędami uwarunkowanymi mechanizmami jej przetwarzania. Te mechanizmy, to nasze niedoskonałe wyposażenie biologiczne. Błędy popełniamy codziennie, ale ich nie widzimy.
Mamy nieuzasadnione poczucie nieomylności, często zadekretowane w systemach prawnych.
Epistemologia, psychologia poznawcza nie rozwiązują problemu.
Religie, partie polityczne, to przykłady błędów zbiorowych.
Współczesna wiedza informatyczna, neurologiczna pozwala na pewien postęp w unikaniu błędów.
Dlatego od dawna sugeruję zabranie się za „błędologię ogólną” i od wczesnego dzieciństwa stosowanie upgrade do biologicznego systemu przetwarzania informacji.
Mam do Pana prośbę o popularyzowanie tej myśli wśród naukowców.
Liczyłem na memetykę, ale się przeliczyłem.