Ten post przeczytano już13397razy.
Jestem właśnie po lekturze Genes, Peoples and Languages Luigi L. Cavalli-Sforzy, a w zasadzie jedynego interesującego mnie na dzisiaj jej rozdziału, do pozostałych w wolnej chwili wrócę, gdy najdzie mnie ochota zmierzyć się z problemami tego typu.
Nie dziwię się teraz, dlaczego Ina Wunn, odrzuciwszy memetykę właśnie do tego autora sięgnęła przy opisie procesu transmisji kulturowej. Jest to ujęcie na pewno bliższe naukom społecznym niż miażdżąca większość z tego, co pod szyldami memetyki czy socjobiologii napisano.
Poprzestanę tylko na jednym przykładzie. Wszyscy interesujący się memetyką znają doskonale rozróżnienie transferu pionowego i poziomego. Najczęściej sprowadza się pionowy do przekazu z rodzica na dziecko, a poziomy do pozostałych sytuacji. Rozróżnienie to pochodzi właśnie z prac Cavalli-Sforzy, ale co ciekawsze, zostało ono przy okazji znacząco uproszczone. Dla autora bowiem przekaz pionowy to nie tylko przekaz od rodzica (rodzonego), ale też adoptowanego czy też wszelkich osób należących do danej grupy społecznej należących do dawnych pokoleń. Za przykład podaje choćby wpływ św. Augustyna na dzisiejszych katolików czy Arystotelesa na filozofów. Ale nie byłby nim już np. wpływ Augustyna na buddystów czy Arystotelesa na malarzy. Ale i tego rodzaju wpływy są przecież możliwe. Dlatego też rozróżnia poza dwoma wspomnianymi także inne sposoby przekazu: ściśle rzecz biorąc jeszcze dwie formy czyste, ale wliczywszy warianty pośrednie razem mamy sześć typów transmisji.
Mamy więc dodatkowo:
3) przekaz ukośny (pośredni między horyzontalnym a wertykalnym czyli jednostka wprawdzie ze starszego pokolenia, ale nienależąca do danej grupy, nie posiadająca zatem naturalnego tu autorytetu),
4) jednostka->grupa (np. wykładowca ->studenci, albo wódz->plemię),
5) jednostka->grupa->grupy (czyli przekaz w ramach zhierarchizowanych społeczności).
6) grupa -> jednostka. Ten ostatni jest przy tym najważniejszy, gdyż zapewnia największą stabilność przekazu. Zachodzi w trakcie socjalizacji dzieci w rodzinie czy formowaniu rekrutów przyjmowanych do jakiejś grupy społecznej.
Nie jest to jedyny przykład bardziej socjologicznego, czy po prostu realistycznego podejścia do ewolucji kulturowej, choć i tu socjolog mógłby to i owo zarzucić. Moim zdaniem populacyjne podejście autora wyjątkowo dobrze przystaje do problemu na którym się też skupił: językoznawstwa. W przypadku jednak na przykład idei religijnych może już zawodzić, gdyż przestajemy mieć tu do czynienia z populacją, ale ze zorganizowaną grupą posiadającą określone granice. Uwzględnienia społecznych barier mi właśnie w tych analizach brakuje najbardziej, zwłaszcza wobec słusznego uwzględnienia barier geograficznych.
(399)
Luigi L. Cavalli-Sforza ,