czwartek, 24 lipca, 2014
Podsumujmy punkt, do którego dotarliśmy w rozważaniach nad naturą religii:
Grupy religijne mają najczęściej charakter systemowy, gdzie obie części: organizacja (skupiająca i organizująca specjalistów) oraz wspólnota wiernych powiązane są wzajemnymi relacjami. Na relacje te składają się trzy szlaki: przekaz energii (zasobów), przekaz informacji (wiedzy o ŚN) oraz zwykle przepływ populacji (w organizacji kastowej ten element nie wystepuje, w organizacji wymagającej celibatu – przepływ jest jednokierunkowy).
Sens istnienia organizacji religijnej sprowadza się do tego, że jej członkowie dysponują wiarygodną dla wspólnoty informacją o środowisku nadprzyrodzonym (ŚN), której to informacji członkowie wspólnoty potrzebują, by ułożyć swoje życie z uwzględnieniem uwarunkowań płynących z tego środowiska lub by rozwiązać jakieś doraźne problemy życiowe (albo problemy, których źródła doszukuje się w ŚN albo problemy, które pragnie się rozwiązać przy pomocy ŚN). Aby organizacja religijna mogła funkcjonować na profesjonalnym poziomie, musi skupiać specjalistów, a zatem osoby, które dużą część swego życia poświęcają działalności religijnej, kosztem działalności utylitarnej (zdobywania środków do życia) a czasem także prokreacyjnej (zakładania rodzin). Aby tę pełnoetatowość umożliwić wspólnota musi stać się dla organizacji źródłem energii, a ściślej – zasobów materialnych.
Prezentując tę koncepcję przed różnymi gremiami odniosłem wrażenie, iż teza o utrzymywaniu organizacji w oparciu o ekonomiczne zasoby (ściślej – część nadwyżek) wspólnoty odbierana bywa jako nieco antyklerykalna czy wręcz (o zgrozo) trącąca marksizmem. Doprawdy, nie wiem co jest antyklerykalnego w zauważeniu oczywistego faktu, że kapłani muszą jeść, gdzieś mieszkać a czasem też utrzymać rodzinę i, że aby poświęcać czas na studiowanie świętych tekstów czy rytuałów zwalniani są zwykle z obowiązku pracy zarobkowej. Przypomina to trochę zgorszenie (autentyk) pewnej dziewczynki z pobożnego domu, która dowiedziała się, że księża też korzystają z WC. Zgorszenie to uwarunkowane jest specyficzną tradycją religijną, jaka tu na zgorszonych promieniuje. Gloryfikuje ona bowiem ubóstwo czyniąc tym samym finansowe sprawy kapłanów równie wstydliwymi jak ich sfera seksualna. Staram się jednak, by moja koncepcja nie ograniczała się jedynie do katolicyzmu.
Stopień i forma tego ekonomicznego uzależnienia organizacji od współnoty może być naturalnie różna. Religie w momentach narodzin (stadium "sekty") zwykle nie różnicują się tak wyraźnie na specjalistów i zwykłych wiernych, stąd też zasoby muszą pozyskiwać na często niekonwencjonalnych droga. Również wymagania co do wiedzy religijnej w stosunku do wszystkich wiernych są wyższe. Organizacja religijna może czerpać zasoby bezpośrednio ze wspólnoty (przez datki, darowizny, skałdki, darmowa praca) lub pośrednio (zasoby wspólne pozyskane na drodze poboru podatków, z których państwo łoży na konkretną organizację religijną). W pewnych szczególnych sytuacjach organizacje muszą osiągnąć pewną samowystarczalność: dotyczy to przede wszystkim organizacji misyjnej, która nie posiada jeszcze własnej wspólnoty, na której mogłaby się oprzeć (tę formę w chrześcijaństwie uprawomocnił św. Paweł). Odbywa sie to jednak kosztem działalności ściśle relgiijnej.
Drugi wymiar systemowości – nierównomierny rozdział informacji o ŚN również zdaje się być kontrowersyjny. W kręgach "oświeconych" (i to zarówno katolickich jak i laickich) zwykło się bowiem utyskiwać na niski poziom wiedzy religijnej "przeciętnych" katolików czy protestantów (stosowne, choć już dość stare dane przytaczam w artykule Polish Religiousness: Mainstream and Peripheries.
W istnienie Boga wierzy 91,4% Polaków – najwięcej wśród narodów w tym rejonie Europy. Oznacza to jednak, że istnieje pewien procent katolików, którzy w Boga nie wierzą [za katolików uważa się 96% Polaków]. Jeszcze większy procent katolików nie wierzy w życie po śmierci, gdyż wiarę taką deklaruje 69% Polaków, 65,8% wierzy w zmartwychwstanie z czego tylko 50% w zmartwychwstanie z ciałem i duszą. Istnienie nieba uznaje 72,8% Polaków, ale piekła już tylko 31%. Kim jest dla Polaków Jezus Chrystus? Okazuje się, że tylko 26% podziela wiarę Kościoła katolickiego, że jest Bogiem i człowiekiem. 50% Polaków, naturalnie nieświadomie, skłania się do monofizytyzmu, uznając, że Chrystus jest Bogiem, a 7,4% skłania się do arianizmu czy unitarianizmu, uznając Jezusa za człowieka [E. Jarmoch Religijność indywidualna Polaków:392].
Nie jest to bynajmniej polska specyfika, ani specyfika katolicyzmu (por. Bruce Religion and Rational Choice: 197). Utyskiwania tego rodzaju da się słyszeć w różnych językach (ciekawe, że trudno znaleźć analogiczne zarzuty dotyczące nie-znajomości praw Newtona czy szczegułów teorii ewolucji Darwina).
Tymczasem z przedstawionej tu koncepcji wynika, że taki stan rzeczy jest najzupełniej normalny. "Ludziom religii" trudno jest może przyjąć do wiadomości, że dla wielu ludzi praktycznie religia nie jest najważniejszą sprawą w życiu, że na codzień bardziej troszczą się o inne kwestie. Informacji o ŚN szukają zaś wówczas, gdy są im potrzebne i takich, jakie są im potrzebne. Fakt, że wielu katolików myli niepokalane poczęcie z dziewiczym, albo że większość protestantów czy katolików w USA nie potrafii podać ani jednego proroka Starego Testamentu (por. Atran 2013:188) nie musi świadczyć o ich ukrytym ateizmie.Te informacje po prostu nie były im dotąd potrzebne w życiu religijnym.
Wynika z tego, że nie da się zdefiniować religii morfologicznie, na podstawie zestawu wierzeń podzielanych przez jej wyznawców. System wierzeń jest czymś (mówiąc językiem Znanieckiego) obiektywnym, w przypadku rozbudowanych religii żadna jednostka nie posiada jego pełnej znajomości. Jest zatem zasobem zbiorowym, nad którego piecze powierzono specjalistą i z którego korzystają w miarę potrzeb (życiowych i intelektualnych) laiccy wierni.
(203)
VN:F [1.9.22_1171]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)
VN:F [1.9.22_1171]