czwartek, 24 lipca, 2014
Pierwszym warunkiem, aby zrozumieć tę teorię Spencera, jest porzucenie wszystkiego, co wie się o późniejszym funkcjonalizmie. Mamy tu bowiem te same terminy w zupełnie odmiennym znaczeniu (na zakończenie podkreślę te różnice). Koncepcję tę szerzej omawiam w artykule ze Studiów socjologicznych, tutaj więc tylko ją zarysuję, już bez odwołań bibliograficznych. Koncepcja ta pozwala zrozumieć dlaczego i po co w ogóle powstały religie. Nie umożliwi jeszcze w pełni adekwatnej definicji religii, a jedynie pierwsze przybliżenie. Wyobraźmy sobie grupę ludzi rzuconą w jakieś nowe dla niej środowisko: np. pierwotne plemię, które zawędrowało na nowe tereny. Aby przeżyć musi najpierw dokonać rozpoznania w tym środowisku ze względu na obecne w nim zasoby i występujące zagrożenia. W istocie jednak ma do czynienia (za wyjątkiem pewnych rzadkich sytuacji izolowanych regionów) z dwoma środowiskami: środowiskiem przyrodniczym (flora, fauna, woda, użyteczne kopaliny, korzystne ukształtowanie terenu) i społecznym (inne, sąsiadujące grupy ludzkie). Społeczeństwa ludzkie tym się różnią od bytów nieożywionych (a podobne są organizmom), że nie poddają się biernie zagrożeniom, ale siłom zagrażającym przeciwstawiają własne siły. Te zaś oczywiście również muszą czerpać z otoczenia. Najczęstszą historycznie sytuacją (przynajmniej wg Spencera) jest taka, że środowisko przyrodnicze jest przede wszystkim źródłem zasobów, natomiast środowisko społeczne – zagrożeń. Pozyskiwanie zasobów i przeciwstawianie się zagrożeniom wymaga podjęcia pewnych konkretnych czynności – jest to robota do zrobienia – jeśli grupa ma przeżyć (do czego nikt naturalnie grupy nie zmusza).
Robotę tę trzeba rozdzielić optymalnie, to znaczy tylu ludzi, ile trzeba, tak silnych jak się da, skierować do zabezpieczenia egzystencji grupy przed agresją zewnętrzną, pozostali zaś mogą skupić się na eksploatacji zasobów. Ponownie – nikt grupy do dążenia to tego niejasnego optimum nie zmusza. Jeśli jednak w sąsiedztwie znajduje się konkurencyjna grupa, która proporcje te uchwyciła lepiej, zwycięży naszą grupę. Spencer nie docenia jeszcze jednej okoliczności, z którą każda grupa musi się zmierzyć: nawet jeśli optymalnie zabezpieczy się przed agresją zewnętrzną i ustabilizuje pozyskiwanie zasobów na wystarczającym poziomie, zniknie w ciągu kilkudziesięciu lat, jeśli nie będzie się reprodukować. Podział działań i związana z nim specjalizacja ma jednak granice, które określone są przez liczebność grupy. W społeczności 50 osób nie ma warunków dla funkcjonowania pełnoetatowego wytwórcy instrumentów dętych blaszanych. Wzrost populacji ograniczony jest natomiast przez dostępne w środowisku naturalnym zasoby. Gdy populacja wzrośnie ponad te możliwości grupa ulega podziałowi (o ile głód jej liczebnie wcześniej nie zredukuje) i wyodrębniona część szuka dla siebie nowej siedziby. Ewolucja społeczna zaczyna się w istocie dopiero w momencie, gdy ten schemat działania (dominujący, jak zdają się potwierdzać dane archeologii w paleolicie) zostaje zarzucony na rzecz innego: grupa decyduje się nie tyle dzielić i szukać nowej siedziby, co zawłaszczyć zasoby należące do innej grupy, nad którą zapanuje w wyniku podboju militarnego. Kluczowe jest tu właśnie zdominowanie zwyciężonej grupy i zmuszenie jej do pracy na rzecz zwycięzców. W rezultacie oba społeczeństwa się integrują, zachodzi skokowy wzrost zróżnicowania społecznego i kulturowego. Społeczeństwo z prostego staje się złożonym, gdy podbije inne złożone – podwójnie złożone (i tak dalej, aż do dominującego dziś stopnia potrójnie złożonych społeczeństw narodowych i występujących czasem poczwórnie złożonych). Integracja społeczeństw (zwykle na drodze podboju) oznacza nowe problemy do rozwiązania, potrzeby do zaspokojenia ale też nowe zasoby ludzkie i materialne. Dzięki temu intensyfikuje się podział działań społecznych, pojawia się przestrzeń dla specjalizacji. Jeśli jakaś potrzeba utrzymuje się w dłuższym okresie czasu, niektóre jednostki koncentrują się na jej zaspakajaniu, z czasem dobierają sobie do pomocy członków rodziny czy wreszcie osoby niespokrewnione. Zaczyna powstawać organizacja wyspecjalizowana w zaspakajaniu określonej potrzeby społeczeństwa. Ona sama naturalnie ma również analogiczne do społeczeństwa potrzeby: musi zachować swoją odrębność, pozyskiwać zasoby i reprodukować się. Walczy o swe istnienie niezależnie od tego, czy potrzeba, która ją powołała nadal występuje. Istnienie tej organizacji (organu) uniezależnia się więc od społeczeństwa, może być korzystne dla niego, może być obojętne, ale także może być szkodliwe (przynajmniej kosztowne).
Podsumowując: usytuowanie grupy – jako systemy – w danym środowisku generuje potrzeby. Działania zaspokajające te potrzeby to właśnie w ujęciu Spencera funkcje. Dla Wokół funkcji gromadzą się ludzie i środki, tworząc organizację (organ) wewnątrz systemu wyspecjalizowaną w zaspokajaniu tej potrzeby. Organ ten sam uzyskuje z czasem charakter (pod-)systemu, ma swoje własne potrzeby, wyodrębnia własne organy dla wykonania wewnętrznych funkcji, a jego istnienie pociąga za sobą skutki uboczne. Organ powstaje ze względu na potrzebę, jednak istnieje w rezultacie podejmowania przez siebie działań dla swego zachowania. W funkcjonalizmie pospencerowskim (od Zasad metody socjologicznej Durkheima) terminy te zmieniają znaczenie i powiązania. Funkcją nie jest już działanie ale oddziaływanie (skutki uboczne), ze względu na które właśnie dany obiekt ma istnieć. Obiektem tym nie jest już podmiot (indywidualny lub zbiorowy) wykonujący dane działanie, ale w zasadzie dowolne zjawisko społeczne czy kulturowe (mowa o funkcji rytuału, plotki, konfliktu społecznego etc.). Nie chcę wdawać się tutaj w dyskusję, który paradygmat funkcjonalny jest lepszy, we wspomnianym artykule przytaczam trochę argumentów wskazujących, że w wariancie Spencerowskim jest wolny od szeregu słabości, które funkcjonalizmowi później zarzucano. Niezależnie od tego, wydaje mi się ona bardziej użyteczny dla zadania które sobie stawiam. Pozwala bowiem ująć rzeczywistość konkretnie i empirycznie. Dany byt społeczny nie jest traktowany jako system a priori, ale aby orzec, czy jest systemem trzeba dokonać empirycznej obserwacji działań społecznych w jego ramach. Nie zakłada się, że system społeczny opiera się na ekwilibrium ściśle określonej liczby funkcji, funkcje wyłaniają się bowiem w miarę wzrostu złożoności i są uzależnione od warunków w obu środowiskach. Jak w świetle tego narzędzia można opisać religię – w kolejnym wpisie.
(386)
VN:F [1.9.22_1171]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)
VN:F [1.9.22_1171]