Ten post przeczytano już2386razy.
Pani Joanna Sopyło z serwisu wiadomosci24.pl zadała mi nastepujące pytania – Dlaczego, gdy do danej parafii przestają chodzić wierni, ludzie decydują się na zamienienie kościołów na placówki użyteczności publicznej, a nie np. po prostu ich zamknięcie? – Czy w Polsce również takie sytuacje są prawdopodobne? – Jak Pan ocenia wspomniane przeze mnie zjawisko? Odpowiedziałem następująco, ale ciekaw jestem też opinii innych: Trudno mówić o zamianie kościoła w placówkę użyteczności publicznej, wszak kościół jest właśnie placówką użyteczności publicznej. Powstał za pieniądze, a często też dzięki bezpośredniej pracy członków parafii, czasem ich przodków, nawet jeśli inicjatywa należała do duszpasterzy. Nic dziwnego zatem, jeśli członkowie społeczności wolą, aby budynek nadal im służył, nawet jeśli w innej funkcji, niż stał zamknięty i niszczał. W gruncie rzeczy zmienia się więc jedynie jego funkcja. To, jaką w rezultacie otrzymuje wiele mówi natomiast o zmianie zaszłej w samej społeczności, w jej hierarchii wartości. Aby nastąpiła desakralizacja budynku, wcześniej musiała nastąpić desakralizacja świadomości. Z całą pewnością religia przestała być czymś przeżywanym zbiorowo, co zwykle poprzedza generalny zanik wrażliwości tego typu. Charakterystyczne, że protest społeczności lokalnej w Żarach wobec zamieszczenia na wieży kościoła stacji przekaźnikowej telefonii komórkowych uzasadniany był względami zdrowotnymi, a nie religijnymi. Z drugiej strony, fakt, że kościoły zostają często zamienione w obiekty komercyjne jest również konsekwencją zmiany świadomości samej hierarchii kościelnej w krajach, w których ma to miejsce. Decyzja sprzedaży kościoła wynika zwykle z trudnej sytuacji ekonomicznej wspólnoty, które to okoliczności wymuszają na duchownych przyjęcie bardziej ekonomicznego stylu myślenia. Pewien czeski kapłan tak uzasadnia otwarcie gospody na plebanii: ?No bo po co mi zabudowania gospodarcze na parafii? Daliśmy je na restaurację, niech te budynki zarabiają na siebie. Mam na utrzymaniu trzy kościoły w mieście i sześć we wsiach, nie będę żebrał, niech parafia będzie ekonomiczna.? (za Mariusz Szczygieł I jak się Państwu żyje bez Boga? Ateizm po czesku?). Wprawdzie zaraz następuje dodatkowa argumentacja, że otwarta przy kościele instytucja to przestrzeń ewangelizacji, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że to przestrzeń świecka zdobyła kolejny przyczółek w miejscu dawniej sakralnym. Sam fakt, że duchowni szukają ekonomicznych, a nie duszpasterskich rozwiązań, otwierając działalność gospodarczą, a nie ewangelizując, czasami nawet zatrudniając specjalistów od upadłości wskazuje, że chrześcijaństwo w tych krajach obumiera, a jego funkcjonariusze stają się tego świadomi i z tym pogodzeni. Z tego punktu widzenia Kościół polski wydaje się być w dość korzystnej sytuacji. Paradoksalnie o jego odporności na procesy sekularyzacyjne zadecydują te cechy, które powszechnie uważa się za wady religijności polskiej: jej powierzchowność, masowość, obrzędowość, faktyczne nieliczenie się z nauczaniem Kościoła. Polacy uczęszczają do kościoła i wierzą po swojemu, sama religia nie jest zaś dla nich czymś tak ważnym, by zerwanie z nią musiało nastąpić jako gwałtowny akt odrzucenia. Naturalnie, odporność oznacza tu jedynie spowolnienie, a nie zabezpieczenie. Obserwuje się powolny, ale stały spadek liczby uczęszczających do kościoła. Jeszcze istotniejsze są jednak zasadnicze zmiany religijności, które nie następują z roku na rok, ale z pokolenia na pokolenie.
Polecam też gotowy artykuł
(347)