Moja pierwsza książka z Kindle
Ten post przeczytano już2899razy.
Pęczniejący katalog z nieprzeczytanymi e-bookami, mnóstwem artykułów ściągniętych z EBSCO nie mogły dłużej czekać. A jednocześnie myśl o spędzeniu kilkudziesięciu (oby tylko) godzin przed ekranem albo zadrukowaniu wielu, wielu ryz papieru nie nastrajała pogodnie. Tak więc z tych trzech względów: naukowych, zdrowotnych i ekologicznych zdecydowałem się nabyć czytnik e-booków. Ostatecznie wybór padł na produkt Amazona – Kindle. Kilka rzeczy zadecydowały o tym wyborze: po pierwsze wolałem urządzenie z ekranem opartym na e-papierze a nie LCD. E-papier zjada dużo mniej prądu, nie męczy wzroku i zasadniczo bardziej przypomina normalny papier. Po drugie, zależało mi na możliwości robienia notatek. Zwykle czytając książkę czy artykuł dużo zakreślam a na marginesach piszę. Przepisywanie tego później to dodatkowa robota, którą miło byłoby sobie oszczędzić. Ale jak wprowadzać notatki? jestem przywiązany do klawiatury i to takiej fizycznej, z przyciskami. Nie wyobrażałem sobie stukać rylcem po ekranie, ani nie wierzę, by jakiś program rozpoznał me pismo odręczne. Ostatni choć nie najmniej istotny wzgląd: cena. Jak się zorientowałem Kindle razem z przesyłką jest tańszy, niż cokolwiek na polskim rynku. Nabyłem Kindle 3 z Wi-fi. Dostępna jest też wersja z 3G (ogólnoświatowym darmowym dostępem do Internetu) – jednak uznałem (i okazało się, że miałem rację), że nie jest to urządzenie do surfowania po sieci. Dostępna jest też wersja DX z większym ekranem, dysponuje jednak starszym systemem operacyjnym, z gorszą obsługą plików pdf.
Kindle DX było testowane na kilku amerykańskich uniwersytetach i nie zdało egzaminu. Jak więc Kindle sprawuje się w wyznaczonej mu przeze mnie roli?
Najpierw wygoda czytania – w porównaniu z komputerem, laptopem, w zasadzie nie ma co porównywać – Kindle jest lekki, lżejszy od wielu książek. Dobrze trzyma się w ręce. Pierwotnie nieco irytowało mnie, że przyciski do przewijania stron znajdują się po obu stronach. Okazało się to być użyteczne, gdy ścierpnie jednak ręka i chce się przełożyć czytadło do drugiej.
Kindle obsługuje format pdf, ale najlepiej się sprawdza w towarzystwie plików w formacie mobi, prc czy własnym (identycznym z tamtymi). Dlatego podstawowym dodatkiem do Kindla jest program Calibre, który doskonale współpracuje z urządzeniem i konwertuje większość formatów. Przy pomocy tego programu ściągamy też z sieci metadane – niewielki plik, dzięki któremu Kindle dzieli ebooka na strony odpowiadające papierowemu oryginałowi. Działa to dobrze z eksiążkami oryginalnymi, w innych (jak większość z library.nu) mogą być przesunięcia, choć to i tak lepsze niż lokacje. Oryginalnie bowiem Kindle identyfikuje miejsca w książce przy pomocy bardziej precyzyjnej miary, właśnie Location. Dla przykładu: ksiazka o 600 stronach podzielona jest na 9200 lokacji. Może lepiej byłoby, gdyby świat akademicki posługiwał się tym sposobem identyfikowania cytatów, zresztą podobny stosowany jest w przypadku niektórych dzieł (np. Biblia) czy autorów (Platon, Arystoteles, etc.). Nim to się stanie posługujemy się w przypisach stronami.
W czasie czytanie możemy zostawiać w książce zakładki, podkreślać fragmenty kursorem, a także w dowolnym miejscu zostawiać notatki. Pisze się wygodnie, choć z powodu niewielkich rozmiarów klawiatury możliwe jest to tylko kciukami. Jest oczywiście problem polskich liter, których klawiatura Kindla nie obsługuje (natomiast nie ma problemu z odczytem polskich książek). Pewnym rozwiązaniem jest zainstalowanie odpowiedniej "łatki", która umożliwia wprowadzanie polskich liter np. po kliknięciu dwukrotnym Shift. Ostatecznie opracowałem własny sposób: po prostu za literą, która powinna mieć "ogonek" czy "kreskę" stawiam zwykłą kropkę w środku wyrazu. Stosuję też niewystępujące w alfabecie polskim litery jak q, v,x zamiast ą, ć i ź. Napisałem też krótki skrypt w php, który przerabia mi notatki na wygodny format jednocześnie konwertując moją stenografię na normalny tekst. Kindle bowiem zapisuje wszystkie notatki w odrębnym pliku tekstowym. W tym samym pliku zapisuje też podkreślony tekst – jest to więc wygodny sposób skopiowania fragmentów książki. Wspomniany plik tekstowy ma jednak niezbyt (jak na mnie) praktyczną formę: każde podkreślenie i notatka są szczegółowo opisane (z jakiej książki, kiedy dodana, jaka lokacja).
Zasadniczo więc, gdy się już Kindle'a trochę ujarzmi (przy pomocy Calibre i własnych lub cudzych trików) to jest to świetne narzędzie, może nie idealne, ale znacznie ułatwiające pracę nad tekstem.
Wspomniałem, że Kindle zużywa niewiele prądu – gdzieś przeczytałem, że można go używać nawet miesiąc – to chyba jednak przesada. Ale przy dość intensywnym czytaniu kilka godzin dziennie ładowanie raz na tydzień powinno wystarczyć. Podejrzewam, że żaden ipad tego nie dokaże.
Wkrótce o tym, jaka to była ta moja pierwsza książka z Kindle.
(377)
Moja pierwsza książka z Kindle,
Leave a comment