Nowa definicja sekty
Ten post przeczytano już7081razy.
Jak wiadomo, Agathosdaimon Sokratesa ostrzegał go, aby nie angażował się w politykę. Mnie, mój Agathosdaimon ostrzega przed udzielaniem się w mediach. Kilka razy go nie posłuchałem i przekonałem się, że miał rację. Ostatnio go posłuchałem i znowu rację muszę mu przyznać. Kilka dni temu otrzymałem zaproszenie do programu telewizyjnego. W zaproszeniu było powiedziane, że rodzice pewnej dziewczyny podejrzewają, że została uprowadzona przez sektę jaką jest ponoć Szkoła Nowej Ewangelizacji "Barnaba". Gdy to przeczytałem, ręce mi opadły. Teza ta wydała mi się na pierwszy rzut oka tak absurdalna, że uznałem, że jej obalanie może wręcz ośmieszyć każdego, kto by się tego podjął. Czy aby udowodnić, że kura nie jest ptakiem drapieżnym należy zapraszać do programu ornitologa? Tak się składa, że z lat wczesno-młodzieńczych znam niektórych aktywistów z tej grupy i skojarzenie z sektą ich metody działalności nieco trudno mi w sobie wzbudzić. Jest to grupa działająca w ramach Kościoła katolickiego, z kościelnym asystentem. W dodatku jest to grupa niejako "usługowa", nie nastawiona na rekrutację własnych członków, ale na ożywianie innych wspólnot.
Oczywiście nigdy nie można być niczego do końca pewnym, wszak religia potrafi wielu ludziom namieszać w głowach a i w historii chrześcijaństwa nie brakło najrozmaitszych szaleńców, stąd nie mogłem wykluczyć, że przez ostatnie dziesięć lat również moi znajomi nie zwariowali. jakiś czas temu głośna była sprawa zgromadzenia sióstr betanek, które również na fali ekstatyczno profetycznej duchowości zabrnęły w niebezpieczne regiony. Nie miałem jednak żadnych podstaw, by podejrzewać, czy coś podobnego mogło by mieć miejsce w tym wypadku. O tym należałoby się upewnić, a na to potrzeba by czasu, którego jednak redakcja nie dała mi zbyt wiele (a i z racji innych obowiązków wiele go nie miałem).
Pomijam już sposób, w jaki telewizja zwykła traktować uczonych. Każdy, kto ogląda wiadomości wie, że często najmądrzejszy uczony potrzebny jest dziennikarzom do wypowiedzenia przed kamerą najbardziej banalnego zdania. Osobiście nie lubię być elementem niczyjego kolażu, zwłaszcza, jeśli miałbym zostać sprowadzony do np. nosa. Socjologia jest nauką długą, na którą potrzeba czasu, a zatem w telewizji nie wypada dobrze. Sądzę, że tego typu pytania dowodzą albo wyjątkowej nonszalancji dziennikarzy, albo ich absurdalnego przekonania o wszechwiedzy pytanych. Problem tego typu dziennikarstwa ciekawie opisał prof. Jan Węsławski wyróżniając nawet bardzo adekwatnie dwa typy idealne użyteczne w opisie tych zachowań: łaskawca oraz bałwan/cynik.
Z racji tych trzech powodów – absurdalnego tematu, nieznajomości konkretnego problemu i ogólnego uprzedzenia do mediów odmówiłem udziału w programie. Ostatnio jednak, wiedziony ciekawością zajrzałem na stronę SNE"B" i doznałem głębokiej ulgi, że w to nie wdepnąłem. Zachęcam do przeczytania tych tekstów i dyskusji (cz. 1; cz.2), gdyż doskonale obrazują one rzetelność współczesnego dziennikarstwa. Nie o nią mi jednak chodzi. Niestety, znowu potwierdzenie zyskała moja teza, że pojęcie sekty staje się niezwykle niebezpiecznym narzędziem … psychomanipulacji! Pojęcie to jest w użyciu potocznym w najwyższym stopniu mętne i wieloznaczne, pomimo, a raczej właśnie dlatego, że sformułowano na użytek walki z sektami najrozmaitsze definicje (których zresztą nikt nie używa). Potrafi ono jednak wzbudzić cały szereg jednoznacznie negatywnych skojarzeń, dzięki czemu staje się potężną maczugą, czy pajęczą siecią z które trudno się wyplątać. Można jej użyć przeciw każdemu. W USA znane są przypadki, gdy ofiarami były katolickie zakony czy (jeśli dobrze pamiętam) gmina żydowska. Każde intensywne zaangażowanie religijne może być tak określone przez tych, którym się ono nie podoba. Aby całość nabrała posmaku poważnego, naukowego, szermuje się drugim pojęciem-wytrychem – psychomanipulacja. jest to wytrych, gdyż otwiera wszelkie zamki – każdemu kto świadomie oddziałuje na innych ludzi (a większość z nas to robi) da się udowodnić stosowanie psychotechnik. Również SNE wypracowała własne metody perswazyjne, trzeba przyznać, bardzo sugestywne. Aby jednak nazwać je psychomanipulacją należałoby udowodnić, że są manipulacją, a ta, jak powiada słownik Kopalińskiego to "kierować (ludźmi) bez ich wiedzy, często z ich szkodą". Oczywiście świadomego wprowadzania w błąd udowodnić dość trudno.
Na zakończenie chciałbym zaproponować swoją własną definicję sekty, która moim zdaniem najlepiej odpowiada rzeczywistości:
sektą jest to, czego nienawidzimy, czego się boimy, czego nie potrafimy zrozumieć ani się intelektualnie przeciwstawić, co sprzeciwia się naszej woli i naszym wyobrażeniom. Sekta jest fuj! (co należało udowodnić).
(2514)
Nowa definicja sekty,
Leave a comment