Religia jako gatunek
Przedstawione w poprzednich wpisach ujęcie systemowe jest jednak jeszcze zbyt abstrakcyjne. W rzeczywistości nie ma jakiejś organizacji i wspólnoty, ale wiele różnych organizacji religijnych powiązanych ze swoimi wspólnotami. Nie można zatem mówić o religii w Polsce, a jedynie o religiach w Polsce. W tym celu musimy uczynić jeszcze jeden krok.
Jedną z największych zasług Iny Wunn jest podjęcie próby zdefiniowania religii w oparciu o inspirację biologiczną koncepcją gatunku, a ściślej jego definicją sformułowaną przez Ernsta Mayra. W oparciu o nią zdefiniowała religię jako naturalną jedność (czyli kompleks wierzeń i praktyk), która charakteryzuje się trzema cechami: 1) religie definiuje się nie przez podobieństwo cech, ale przez jasne odróżnienie od innych religii; 2) religie składają się z grup wyznawców, a nie z niezależnych jednostek; 3) religie definiowane są bardziej poprzez ich relacje z grupami wyznawców.
Sądzę jednak, że w koncepcji Ernsta Mayra można znaleźć nieco więcej. Niezwykle interesujące są bowiem jego rozważania na temat tego, dlaczego w ogóle natura podzielona jest na gatunki, dlaczego cechy nie przepływają swobodnie, ale zorganizowane są w genotypy właściwe danym gatunkom. Kluczowa tu jest dwoista natura gatunku. Z jednej strony bowiem jest to grupa populacji, które są rozrodnczo izolowane od innych takich grup (same wymieniają się materiałem genetycznym, natomiast unikają takich wymian z innymi grupami).Z drugiej strony gatunek można okreslić jako dobrze zharmonizowaną pulę genową. Najbardziej dla mnie inspirujące było wytłumaczenie Mayra, jaka jest relacja między tymi aspektami. Otóż osobniki zorganizowane są w wyizolowane grupy populacji właśnie po to, aby chronić te zharmonizowane pule genowe, gdyż zawierają one "rozwiązania" problemów, które związane są z określonym środowiskiem życia danego gatunku. Swobodny przepływ genów doprowadziłby do uśrednienia wszystkich tych korzystnych rozwiązań. Dlatego właśnie gatunki oddzielone są przez rozmaite mechanizmy izolacyjne.
Podobnie z religiami: są to z jednej strony systemy wierzeń i praktyk, z drugiej konkretne, oddzielające się od siebie (aż do faktycznej izolacji) grupy wiernych. Oba te elementy są oczywiście znane badaczom społecznym. Znajdujemy z jednej strony koncepcje systemów społecznych określonych przez ich granice (jak u Luhmanna), czy obiektywnych systemów kulturowych ( np. teologicznych). Spojrzenie jednak przez analogię z gatunkiem pozwala oba aspekty połączyć: religie izolują się od siebie, by chronić własne systemy teologiczne, gdyż stanowią one względnie spójne i praktycznie użyteczne zbiory informacji o tym, co ludzie uznają za środowisko nadprzyrodzone (ŚN) swojego życia.
Izolacja taka nie musi być przy tym świadomym projektem, zwykle jest po prostu skutkiem ubocznym nawarstwiania się różnic teologicznych. Powstają w rezultacie zróżnicowane mechanizmy izolacyjne zapobiegające mieszaniu się systemów teologicznych w drodze spontanicznego przepływu idei. Mechanizmy te działają na różnych etapach potencjalnego kontaktu z innowiercami. Jedna w ogóle starają się mu zapobiec (izolacja przestrzenna lub czasowa, stygmatyzacja innowierców jako magicznie nieczystych, opętanych przez wrogie i groźne siły), inne mogą zapobiegać przyjmowaniu cudzych idei (indeks ksiąg zakazanych), uodparniać na ich wpływ (apologetyka prewencyjna). Ważnym mechanizmem jest zakaz małżeństw mieszanych (conubium), którego słuszność potwierdzają badania socjologiczne Steve'a Bruce'a (np. When was secularisation). Wynika z nich, że skuteczność socjalizacji religijnej jest dwukrotnie niższa w małżeństwach niejednolitych wyznaniowo.
O jednym elemencie Ina Wunn zdaje się zapominać, czy niedoceniać. Grupy wiernych danej religii nie stanowią zwykłych populacji, w ramach których następowałaby swobodna wymiana idei. Tutaj analogia z gatunkiem ulega załamaniu. Grupy te są bowiem zwykle zorganizowane, informacja rozdzielona jest nierównomiernie, przynajmniej między specjalistów i laików. Stąd też oba ujęcia – systemowe i gatunkowe dopełniają się.
(529)
Pewnie niezbędne jest utworzenie innej kategorii. Ja proponuję "neuro-info-rasę". Oprogramowanie gatunku jest zapisane w większej mierze w kodzie genetycznym, natomiast raligia, choć jako zjawisko ma podłoże genetyczne, to jej treść jest zapisana w systemie nerwowym i uwarunkowana mechanizmami działania systemu nerwowego.
Zjawisk takich jest więcej, nie tylko religie.
Ponadto, podobne "neuro-info- rasy" można znaleźć w świecie zwierząt. (etologia)
Religia nie jest zapisana w neuronach. Neurony są własnością jednostki, nie istnieje natomiast żadna jednostka, która posiadałaby pełny zasób informacji składającej się na religie. Większość wiernych posiada jedynie niewielki procent. Zdarzył się jakiś "kataklizm" (naturalny czy społeczny), który pozbawiłby pamięci wszystkich kapłanów danego kościoła, to religia nadal mogłaby się odtworzyć – dzięki ksiegom. Sprawa nośników wydaje mi się zresztą mniej ważna, od kwestii "własności" – kto tymi informacjami dyponuje, komu udziela etc.
Pan raczy żartować. Trzeba odróżnić religię w wymiarze jednostkowym od religii w wymiarze społecznym. Religia w wymiarze jednostkowym jest zapisana i przetwarzana w neuronach. Religia w wymiarze społecznym jest przetwarzana przez umysł społeczny. Umysł jednostkowy jest częścią umysłu społecznego, na który składają się także różne formy zapisu. Rligia zapisana w księgach nie zostanie odtworzona bez umysłów indywidualnych. Księgi nie są wyznawcami religii.
Neuro- info- rasa.
Osobniki tej samej rasy mają indywidualny kod genetyczny, różnią się od siebie. Mają też cechy wspólne.
Religia w wymiarze społecznym ma pewne cechy organizmu oraz pewne cechy rasy.
Podobnie jest z gatunkiem biologicznym, który w pewnym sensie jest biologicznym organizmem.
Ma Pan rację zwracając uwagę na istotne mechanizmy przetrwania, odtwarzania w religiach, charakterystyczne dla organizmów. Porównania mają to do siebie, że wywołują burzę w szklance wody.
Mamy zakodowane pewne schematy myślowe i często trzymamy się ich kurczowo.
Dla mnie, przyroda jest zbudowana warstwowo, hierarchicznie. Organizmami są dla mnie zarówno komórka, kolonia, organizm wielokomórkowy, gatunek, religia, partia polityczna, państwo. Organizm kulturowy, jakim jest państwo, jest w tym przypadku organizmem warstwy najwyższej. Warstwy niższe są w pewnym stopniu podległe warstwie najwyższej. Używając słowa „organizm” popełniam w tym przypadku błąd nieścisłości, w odniesieniu do klasycznego, zawężonego znaczenia tego słowa.
Dlatego opowiadam się za utworzeniem nowej terminologii, bardziej uniwersalnej.
Przetrwanie religii w wymiarze jednostkowym, jej trwałość, ma oparcie w kilku mechanizmach przetwarzania informacji przez umysł. Prowadziłem obserwacje dotyczące regeneracji przekonań zmienionych pod wpływem krótkotrwałej presji.
Trwałość religii w wymiarze jednostkowym i społecznym wynika z takich mechanizmów jak:
– referencyjne przetwarzanie informacji przez umysł,
– mechanizmy statystycznego przetwarzania informacji przez umysł,
– macierzowy mechanizm regeneracji informacji w pamięci.
– macierzowy charakter utworzonych etykiet, syntez. Utworzone, skompresowane syntezy są formą pracy umysłu, zwiększając jego wydajność.
Jakież to cechy organizmu ma gatunek? Chyba tylko to, że ma granice, może się narodzić i wymrzeć. Organizm oznacza coś złożonego z organów – tych w gatunku nie ma, jest bytem czysto populacyjnym. Zgadzam się co do hierarchicznej – mówię emergentnego – budowy rzeczywistości. Ale nie każdy poziom ma charakter organizmu czyli klasycznego systemu. Są poziomy przed-systemowe (jak organizm) i nad-systemowe. Współczesne społeczeństwa (wiele z nich) już nie są klasycznymi systemami/organizmami, są raczej ekosystemami.
Zgadzam się, że dla religii (ale też partii politycznych, organizacji gospodarczych i może jeszcze czegoś innego) warto by utworzyć nowy termin, który łączył by (niektóre) właściwości gatunku z (niektórymi) właściwościami organizmu (systemowymi) + podejście ekologiczne. Samą próbę syntezy podjąłem, terminu nie wymyśliłem.
W mózgu mogą istnieć co najwyżej wierzenia, wyobrażenia religijne. A wyznawcy poza mózgami muszą mieć jeszcze (resztę) ciała. Ciała narzucają też inne wymagania niż mechanizmy czysto neurologiczne i one też mają wpływ na religię, choć z mózgiem to się także wiąże. Nie da się sprowadzić religii do mózgu czy nawet mózgów wyznawców, tak jak nie da się sprowadzić architektury do nauki o strukturze cegły.
Nie piszę o mózgu lecz o umyśle indywidualnym i społecznym.
Co do organizmu.
Gatunek, to nie tylko zbiór podobnych osobników. Gatunek, to kolekcja genów, bank genów, pula genowa, które są poddawane rekombinacji. W obrębie gatunku odbywa się gra (zamknięta w obrębie gatunku), którą nazywamy doborem płciowym. To, że gatunek jest odizolowany genetycznie od innych gatunków ma ogromne znaczenie ewolucyjne. Osobniki danego gatunku łączy zbiór gier, które zwiększają jego zdolność adaptacyjną. Podobnie jest z prostymi organizmami wielokomórkowymi. Jak już pisałem, do gatunku nie pasuje klasyczna, zakodowana w naszych umysłach definicja organizmu.
Moja definicja organizmu jest inna. Niedobrze, kiedy klasyczne definicje blokują nasze myślenie. To, że osobniki danego gatunku nie są fizycznie zrośnięte, nie oznacza, że nie tworzą organizmu. Pszczoły w ulu nie są zrośnięte, ale tworzą swoisty organizm. Pojedyncza pszczoła dla mnie nie jest osobnikiem.
Na ewolucję religii i jej "kształt" ma wpływ wiele czynników, np.: klimat.(chrztu nie wymyślili Eskimosi). Jednak wiodącą rolę pełni umysł jednostkowy i społeczny. (brak religii u zwierząt)." Wpuszcza mnie Pan w maliny"
Gatunek, to zintegrowany zbiór osobników „prowadzących” wspólnie grę adaptacyjną, zwiększającą zdolność adaptacyjną całego zbioru. „Interesy” poszczególnych osobników są podporządkowane interesom zbioru. Interes zbioru jest nadrzędny w stosunku do interesów jednostki oraz występuje specjalizacja, podział ról w grze adaptacyjnej. Te mechanizmy są lepiej widoczne u zwierząt. Najprostszym przykładem podziału ról i podporządkowania jest podział na płci. W tym sensie gatunek jest organizmem.
To prawda, ale nie o gatunku, tylko o nizszych jednostkach: gatunek nie składa się z jednostek, ale z populacji (poziom doboru grupowego). To prawda, że w wielu gatunkach zwierząt (niewykluczone, że i u niektórych roślin) populacje takie wykazują właściwości systemu/organizmu. Wiele z nich składa się z jednostek systemowych niższego rzędu, które u ludzi nazywają się rodzinami. Gatunek to grupa populacji rozrodczo izolowanych od innych takich grup (vide def. Mayra) i tyle. Populacje nie dzielą się zadaniami dla dobra gatunku.
Zbiór trójkątów, czyli jednostek mających pewne wspólne cechy nie jest organizmem, ponieważ jako zbiór nie prowadzi żadnych procesów, gier adaptacyjnych, których celem jest przetrwanie trójkątów, przy czym w grach adaptacyjnych organizmu występuje podporządkowanie jednostki dla celu ważniejszego, jakim jest przetrwanie gatunku. Państwo jest organizmem, ponieważ prowadzi gry adaptacyjne, kórych celem jest przetrwanie państwa z jednoczesnym podporządkowaniem jednostek. Ekosystem nie jest organizmem, jest systemem, bo nie prowadzi wspólnej gry adaptacyjnej, lecz jest zbiorem zazębiających się, przylegających gier adaptacyjnych. Nie wykazuje także hierarchii, co najwyżej dominację.
Gatunek powstał z izolowanej populacji. Podział gatunku na izolowane populacje jest początkiem tworzenia najpierw ras, odmian, później nowych gatunków. W momencie izolacji zaczyna się gra na rzecz populacji i jednocześnie zaczyna się historia nowego gatunku. Utrwalona gra w obrębie gatunku może prowadzić do zwiększenia szans przetrwania gatunku, mimo podziału na populacje.
Gatunek żubr w Polsce występuje w dwóch populacjach , białowieskiej i bieszczadzkiej. Składa się z jednostek, osobników. Słowo " gatunek" ma dwa znaczenia. Jedno z nich to : zbiór osobników (…) zbiór jednostek.
Z gatunkiem to jest tak, jak z krową. Jest krowa abstrakcyjna i krowa konkretna. W rzeczywistości istnieje tylko krowa konkretna. W rzeczywistości gatunek, to zbiór osobników. Krowa abstrakcyjna i gatunek abstrakcyjny, to tylko protezy stosowane przez nasz umysł. Mylenie abstrakcji z knkretem jest bardzo częstym błędem logicznym, a popełniany błąd jest jednym ze sposobów manipulacji, bazą wirusów umysłu.
Ma Pan rację co do doboru grupowego związanego z populacją (dobór grupowy).
Jednakże trwałość izolacji między populacjami jest relatywnie niska w stosunku do szybkości ewolucji oraz izolacji międzygatunkowej, często ma ograniczenie czasowe.Ta niska trwałość populacji zapewnia trwanie gatunku mimo podziału na populacje.
Wniosek:
Cechy gatunkowe i gry gatunkowe cechuje duża trwałość. Istotna jest w tym przypadku szybkość zmian cech gatunkowych w relacji do szybkości zmian ewolucyjnych występujących w populacji, dlatego podtrzymuję poprzednie zdanie.
Sądzę, że w Korei Pólnocnej nie powstanie w najbliższym czasie nowy gatunek hominida.
Niski poziom izolacji między populacjami faktycznie jest powszechnie przyjmowany przez ewolucjonistów, ale nie dotyczy gatunków, które, jak zaznacza w swej krytyce doboru grupowego G. Williams,
z racji posiadanej inteligencji i innych właściwości mentalnych zdolne są tworzyć trwałe grupy oraz system osobistych przyjaźni i wrogości, przekraczających granice rodzin. Nie dotyczy zatem szczególnie ludzi, którzy tworzą niebiologiczne bariery izolacyjne, w pewnych okolicznościach równie skuteczne jak biologiczne. Są one efektywne społecznie-kulturowo, choć oczywiście twory społeczne trwają zbyt krótko, by odcisnęło to swoje wyraźne piętno na biologii gatunku ludzkiego (choć i takie przypadki się zauważa).
Zatem Wiliams mówi o wyjątkach.
Strategie (gry) przetrwania gatunku, jego adaptacji nie polegają wyłącznie na przetrwaniu jednostek tegoż gatunku,np. składanie ogromnej ilości jaj, które z założenia giną, także dyskryminacja jednostek w rozrodzie (dobór płciowy), zjadanie samca przez samicę , itd. W tych przypadkach toczy się gra na przetrwanie gatunku kosztem jednostek, a gatunek staje się pewnego rodzaju organizmem. Także podział na populacje ma ogromne znaczenie w przetrwaniu gatunku (rasy, odmiany tego samego gatunku). Im mniejsza populacja, tym szybsze utrwalenie zmian adaptacyjnych. W dużych populacjach następuje " rozcieńczenie" mutacji. ( Wyspy Galapagos). Nieduże zmiany cech gatunkowych oznaczają adaptację gatunku. Problem gier adaptacyjnych, w których interes całego gatunku jest przedkładany nad interes osobnika jest złożony, a mechanizm często mocno ukryty, dlatego trudno mi opisać całość zagadnienia. Podaję tylko proste przykłady. Formy rozrodu – monogamia, poligamia, haremy, to także rodaje gier adaptacyjnych gatunku (populacji danego gatunku) , a nie jednostek.
Rozmnażanie płciowe jest grą na przetrwanie populacji danego gatunku, jako pewnego rodzaju organizmu.Klonowanie byłoby grą na przetrwanie osobnika.
Z rasą mamy do czynienie wóczas, jeżeli zbiór cech charakterystycznych dla tej rasy jest na tyle utrwalony, że jest dziedziczony przy pewnej izolacji.
Religia jest dziedziczona środowiskowo, a także w oparciu o pewne mechanizmy funkcjonowania umysłu, które ja nazywam referencyjnym przetwarzaniem informacji. W dłuższym czasie ulega zmianie, więc wykazuje cechy rasy. Jest mniej trwała od gatunku.
Właśnie to, że jest dziedziczona nadaje jej cechy rasy. Ponieważ jest dziedziczona inaczej niż cechy rasy genetycznej, nazywam zjawisko neuro-info -rasą. Organizacja, integracja jednostek w religii powoduje, że jest także organizmem. (System ma nieco inne cechy)
Między organizmem, a systemem jest pewna różnica. System jest narzędziem, służy jakiemuś celowi. Organizm służy sam sobie. Religia jest organizmem i jest kulturową rasą.
System, czy organizm? Jest organizmem, ale do celów politycznych religie mogą być wykorzystywane, jako system.
(religie w rewolucjach politycznych)
Jest organizmem pasożytniczym, lecz podejmuje się próby neutralizacji poprzez przekształcenie w system społecznie użyteczny z mizernym skutkiem lub skutkiem przeciwnym.
W każdej znanej mi definicji systemu organizm jest systemem więc alternatywa fałszywa (nie każdy system jest organizmem oczywiście), do tego organizm jest systemem w najścislejszym sensie. Tutaj właściwsze byłoby zastąpienie „system” przez „podsystem”, bo faktycznie w pewnych systuacjach (np. w społecznościach pierwotnych czy państwach wyznaniowych) religia przekształcana jest w podsystem społeczeństwa. To czy są to skutki mizerne czy opłakane zależy oczywiście od naszej sympatii do tego systemu i do tej religii. Oczywiście da się to pewnie (choć to nie tak łatwe jak się wydaje) mierzyć bardziej obiektywnie, gdy wyznaczyć konkretne kryteria.
Pasożytnictwo to „forma antagonistycznego współżycia dwóch organizmów, z których jeden czerpie korzyści ze współżycia, a drugi ponosi szkody” (wiki). No właśnie nie zawsze tak jest. No i pewne religie mogą pasożytować na jednostkach z korzyścią dla społeczeństwa a inne dokładnie odwrotnie.
System to się jedność różnych części (najszerzej), samoregulujących się i przyczyniających się do trwania całości (węziej). Nie system ale podsystem czy organ jest narzedziem.
Praktyka:
System nawadniania, system nagłośnienie, system oświatowy.
Układ paliwowy , zespoły i podzespoły
Organizm- organy państwa, narządy – narząd słuchu, narządy mowy.
Układ wydalniczy, układ oddechowy.
Podobieństwa i różnice niełatwe do wychwycenia.